Zwierzęta z Elektrowni - recenzja
Dodane przez mendosa dnia 04.11.2007 21:34

Wstęp do wstępu



Na wstępie mała dygresja – nikomu nie trzeba chyba mówić, iż życie recenzenta byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby produkcje, które musi opisać - jednoznacznie mu się podobały lub jednoznacznie mu się nie podobały. To oczywiście taka „czcza pisanina” - wiadomo bowiem, iż w każdej produkcji dobrej (zdaniem oceniającego) znaleźć można jakieś minusy, w każdej złej z kolei (oczywiście również zdaniem oceniającego) znajdziemy jakieś plusy et cetera, et cetera. Mogę tak paplać w nieskończoność, jednak dobrze by było, gdybym przeszedł do sedna, nim kompletnie zanudzę czytelnika (o ile ktokolwiek dobrnął aż dotąd), a sam stracę ochotę na dalsze paplanie. Uzasadnieniem niech będzie to, że po raz pierwszy trafiłem na produkcję, która ogólnie mnie zainteresowała, jednak kilka jej cech spowodowało, że nie wiedziałem jak je ocenić – wywołały bowiem u mnie odruch obronny. Postanowiłem zaryzykować następujące rozwiązanie:
ocenić grę tak, jakby elementów, które mnie drażniły nie było w niej wcale, jednakże elementy te opisać – i uzasadnić dlaczego mi się nie podobały. I jeszcze jedno – postaram się nie cytować sam siebie, ale ponieważ kilka miesięcy temu pisałem zapowiedź, czy też demo – test tej produkcji - w kilku miejscach odniosę się do obaw czy oczekiwań, które wtedy wyartykułowałem.



Wstęp (nie)właściwy



Pełna wersja gry uzasadniła okraszenie intra nieodzianą istotą płci żeńskiej - uzasadniła i to dobitnie. Gra adresowana jest bowiem do baaardzo dorosłych. Nieodziana pojawia się w tej grze bardzo często, co samo w sobie nie jest takie złe, ale gdy weźmiemy pod uwagę kontekst - począwszy od durnych aluzji w stylu „Szkoła numer 69”, przez kilka scen bezsensownej przemocy (zmasakrowanie barmana Ryby, zakończenie żywota Dantesa – nie mówiąc o durnych scenkach molestowania Bobra; w tych brutalnych momentach Nieodziana akurat się nie pojawia), po jawne akcenty pornograficzne – koszmar. Ja oczywiście rozumiem, iż jest to produkcja dla dorosłych – jest to zresztą wyraźnie zaznaczone na pudełku, jednak wymienione powyżej elementy noszące moim zdaniem znamiona perwersji albo skrajnego niedorozwoju umysłowego, którego szczytem są przerywniki filmowe, zamieszczone w formie niby-reklam fikcyjnego TV-shopu, nie spodobały mi się i gdybym, biorąc je pod uwagę, miał wystawić grze ocenę, jej wartość znalazłaby się bliżej dolnego progu skali od 0 do 9. Wszystko to niszczy skądinąd interesujący produkt, którego zalety wymienię w Podsumowaniu, postanowiłem potraktować pewne aspekty gry tak, jak opisałem to powyżej.



Fabuła



Kierujemy poczynaniami Radioaktywnego Pieska, którego zadaniem jest udzielenie pomocy przyjacielowi Drużokowi, uwięzionemu przez bliżej nieznanych sprawców gdzieś w tajemniczej „Zonie”. W tym celu gracz zwiedzi kilkanaście lokacji i dostanie szansę porozmawiania z kilkunastoma postaciami, użyje wielu różnych przedmiotów i zazna kilku zręcznościowych „przeszkadzajek”, które pasują co prawda do całokształtu gry, jednakże tytuł ten mógłby się swobodnie bez nich obyć, bez uszczerbku dla długości rozgrywki. A rozgrywka zbyt długa, niestety nie jest.



Zagadki



Na gracza czekają przede wszystkim: używanie przedmiotów i rozmowy z postaciami oraz dwie proste układanki, czyli standard dla przygodówki. Doświadczymy jednakże kilku fragmentów zręcznościowych, o niezbyt wysokim poziomie trudności – „Morhuhno-Doomo-podobnej” strzelanki, „platformówkowego” przeskakiwania nad przeszkodami (w sumie chodzi o to, aby nie wpaść w... coś, niekoniecznie pachnącego), oraz bijatyki na miecze. Jeżeli nie jesteśmy purystami przygodówkowymi, przymkniemy na to oko i cieszyć się będziemy zabawnymi dialogami i kombinowaniem jak-to-zrobić. Ach, zapomniałem o jednym – w początkowej fazie rozgrywki czeka na nas czasówka – jednakże jest to na tyle wcześnie, że nawet w wypadku niepowodzenia i nie posiadania zapisanego stanu gry nie stracimy zbyt wiele.
Zwrócę jeszcze uwagę na jeden mały mankament, związany z układaniem mapy – po pierwsze, nieco przeszkadza nam w tym kursor, zasłaniając jej fragmenty; po drugie, za każdym razem gdy opuścimy ekran układania, musimy kliknąć na Stalkerze, aby ponownie móc kombinować z mapką – niby nic, ale mnie osobiście irytowały te niedociągnięcia – lub być może świadomie zaplanowane przez twórców utrudnienia.



Grafika



Tła, mimo niskiej rozdzielczości 800x600, wyglądają całkiem ładnie, zwłaszcza, że kolorystyka lokacji została dosyć sympatycznie dobrana, przeszkadzać może jedynie nieco migotanie ekranu – przy jednoczesnym korzystaniu z innych aplikacji może być to nawet bardzo uciążliwe. Interesującym posunięciem wydaje się być wprowadzenie iluzorycznego upływu czasu – zmiana pór dnia i nocy. Jak wspominałem w zapowiedzi – widząc takie efekty, przestraszyłem się, iż zmuszony będę wykonywać zadania na czas, ale skoro jesteś, Drogi Czytelniku, już po lekturze sekcji o zagadkach, wiesz już, iż moje obawy były nieuzasadnione.


Na uwagę zasługują także komiksowe wstawki, wprowadzone w miejsce scenek animowanych – rozwiązanie pomysłowe i ciekawie zrealizowane (są to de facto filmiki z grubym ziarnem – ma się wrażenie oglądania jakiejś wiekowej i bardzo niskobudżetowej produkcji - ukazujące plansze z kolejnymi scenkami komiksu). Potęguje to siermiężną atmosferę gry.



Muzyka



Muzyka grupy Nom podkreśla klimat lokacji, jest dodatkiem, uzupełnieniem tej atmosfery – sama w sobie nie byłaby może niczym szczególnym (oprócz interesującego utworu zaprezentowanego w Intrze), ale jako podkład sprawdza się znakomicie.



Interfejs



Gra jest typowym przedstawicielem point'n'click, z widokiem z perspektywy trzeciej osoby, sposób sterowania jest intuicyjny i nie sprawi on graczowi większych problemów.
Pewną niedogodnością jest ograniczona ilość miejsc na zapis stanu gry, jednak można to oczywiście ominąć kopiując pliki z katalogu Save w inne miejsce i, w razie potrzeby, przenosząc z powrotem interesujący nas zapis.



Polonizacja



W polskim tłumaczeniu, którego autorem jest Michał Rosiak, nie znalazłem większych poślizgów, pewne nieścisłości wynikają z dobrej woli tłumacza – chciał po prostu oddać swojski klimat rozgrywki i dlatego też w kilku miejscach posłużył się językiem nawet bardzo potocznym – wbrew pozorom jest to wielkim plusem polskiego tłumaczenia. Dobrze również, iż otrzymaliśmy polską wersję kinową, naprawdę miło jest posłuchać języka naszych wschodnich sąsiadów – stanowi to dużą odmianę i być może przełamie panujący na naszym rynku wydawniczym trend tłumaczenia w zasadzie wyłącznie z angielskiego, co zdaniem części graczy gubiło sporo z oryginalnego smaku gry (mowa oczywiście o produkcjach w oryginale nie-anglojęzycznych). Brawo dla wydawcy i dla tłumacza! Tak trzymać.



Podsumowanie



A w podsumowaniu same plusy! Minusy wymieniłem bowiem we wstępie. Czym zatem gra mnie urzekła:

przaśnym, chwilami siermiężnym humorem, zabawnymi dialogami, nawiązaniami do minionej epoki, a także odniesieniami do epoki „dzieci-kwiatów” (rozpisywałem się nad tym w zapowiedzi, więc daruję sobie powtórkę) oraz do epoki disco (Misiek Ochroniarz Rulez!) – to mnie naprawdę rozbawiło.

Reszta poprawna, oprócz Sami-Wiecie-Czego, zatem ostateczna ocena to mocne 8 (słownie : osiem)











8,5 PLUSY:

spolszczenie
+ humor
+ dialogi
+ grywalność
MINUSY:

za krótka
- zadania zręcznościowe

Oceny cząstkowe: Grywalność - 9 (patrz Wstęp i Podsumowanie), Grafika - 10, Muzyka - 5



autor: mendosa