Shadows on the Vatican - Act I: Greed - recenzja

Dodane przez crouschynca dnia 13.12.2012 15:36

Ludzi od zawsze fascynowały ponure tajemnice i konspiracje. Zwłaszcza te, które w mniejszym bądź większym stopniu dotyczyły sfer kościelnych. Ów fakt wykorzystał m.in. Dan Brown, podbijając serca czytelników thrillerami „Anioły i Demony” oraz „Kod Leonarda da Vinci”. Sukces amerykańskiego pisarza spowodował, że jak grzyby po deszczu zaczęli pojawiać się jego naśladowcy. Religijne kontrowersje stały się również tematem epizodycznej przygodówki pt. Shadows on the Vatican. Czy pierwszy epizod gry stanowi udaną pozycję, w której poruszono tego rodzaju problematykę? Czy też może owoc współpracy włoskich firm 10th Art Studio i Adventure Productions jest marną próbą wykorzystania modnych wątków?

Watykański spisek

Fabuła Shadows on the Vatican została luźno oparta na popularnonaukowym bestsellerze „W imieniu Boga? Śledztwo w sprawie zamordowania Jana Pawła I”, autorstwa Davida Yallopa (1984 r.). Głównym protagonistą gry jest Amerykanin James Murphy, niegdyś ksiądz, a obecnie lekarz. Naszego bohatera poznajemy w Afryce, 10 lat przed właściwą akcją przygodówki. To właśnie wtedy ma miejsce wydarzenie, które wstrząsa jego wiarą w Kościół Katolicki i sprawia, że porzuca kapłaństwo na rzecz służby medycznej w rodzinnym kraju. Po latach opuszcza Chicago w celu spędzenia wakacji w Rzymie. W zasadzie powraca tam na prośbę Cristoforo, przyjaciela z czasów zakonnych. Krótko po przyjeździe, James odbiera telefon od bliskiego znajomego. Jak nietrudno zgadnąć, ojciec Cristoforo Ardemagni pragnie zobaczyć się z dawno niewidzianym kompanem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż nalega na natychmiastowe spotkanie. Na dodatek, ponoć posiada pewne ważne informacje, a w jego głosie słychać zdenerwowanie. Niestety, przyjaciołom nie udaje się porozmawiać w cztery oczy. Ksiądz ulega wypadkowi, na skutek którego zapada w śpiączkę. Wiedziony słusznymi podejrzeniami, pan Murphy rozpoczyna prywatne śledztwo. Szybko natrafi na ślad sięgającej watykańskich kręgów konspiracji.

Scenariusz gry nie nudzi i zdałby egzamin w powieści w stylu prozy Dana Browna, lecz cierpi na tzw. „syndrom pierwszego epizodu”. Shadows on the Vatican - Act I: Greed to dopiero wprowadzenie do większej historii, którą rozplanowano łącznie na cztery odcinki. Odbiorcy muszą nastawić się na obecność istotnych wątków, których zamknięcie przyniosą dalsze części przygodówki. Szczęśliwie dla samych producentów, akcja Greed urywa się w rzeczywiście intrygującym momencie. Dzięki temu debiut Jamesa Murphy’ego pozostawi nas z obietnicą na udaną rozrywkę w kolejnych epizodach. Jako że Act I pełni funkcję wstępu, dużo uwagi poświęcono kreacji bohaterów. Wszak do zadań początkowego odcinka należy zaliczyć odpowiednie zaznajomienie z poszczególnymi postaciami. Trzeba przyznać, że twórcy z Italii postarali się pod tym względem. James to sympatyczny i dobrze ułożony człowiek, jednocześnie zmagający się z wewnętrznym konfliktem. Nie zawodzi też drugi plan, chociaż nie napotkamy zbyt wielu bohaterów z racji epizodycznego charakteru produkcji. Świetnie spisują się osoby wprowadzające lekki powiew humoru, a mianowicie zawsze pomocny barman Mario, zakonnica z ciągotami do alkoholu oraz starsza pani, próbująca wyswatać córkę z każdym przystojniakiem. Oprócz tego, przewiną się postaci, które odegrają bardzo ważne role w dalszych odsłonach opowieści. Co więcej, jedną z nich będzie nam dane przez chwilę pokierować.

Jak poruszać się po sieci konspiracji?

Grę obsługujemy głównie przy użyciu myszki, a sterowanie mieści się w ramach gatunku point and click. Miłośnicy klasycznych przygodówek szybko odnajdą się więc w perypetiach pana Murphy’ego. Problemów nie powinni mieć również ci, którzy nie sięgają na co dzień po taki typ produkcji. Shadows on the Vatican oferuje zresztą opcjonalny samouczek, objaśniający poruszanie się po świecie gry w początkowej fazie zabawy. Jeśli chodzi o podstawowe zasady sterowania, lewy przycisk gryzonia służy do interakcji z aktywnymi elementami planszy oraz przemieszczania postaci. Dwuklik odpowiada za bieg i automatyczny transport do następnej lokacji. Co prawda, przyspieszony ruch zawodzi podczas klikania na hotspocie, lecz owa drobna niedogodność nie wywołuje szczególnej irytacji. Wciśnięcie prawego przycisku skutkuje najczęściej wygłoszeniem komentarza naszego wirtualnego podopiecznego, a ponadto okazjonalnym obejrzeniem danego przedmiotu z bliska bądź wykonaniem jakiejś czynności. Ekwipunek wyświetla się po najechaniu kursorem na górną część ekranu, zaś przytrzymanie przycisku M otwiera mapę.

Pierwszy akt Shadows on the Vatican nie stoi na wysokim poziomie trudności i da się go ukończyć w przeciągu 3 godzin. W przypadku samodzielnego tytułu czas ten mógłby wzbudzać zastrzeżenia, ale jest on całkiem satysfakcjonujący dla pojedynczego epizodu. Podobnie jak obsługa, rozgrywka nie odbiega od przyjętych w tradycyjnych przygodówkach standardów. Graczy czeka tutaj rozwiązywanie zagadek inwentarzowych oraz logicznych, a także przeprowadzanie rozmów. Ważne obiekty łatwo wypatrzyć na planszach, lecz w razie kłopotów z pomocą przychodzi spacja podświetlająca hotspoty. Najbardziej przypadły mi do gustu zadania oparte na podążaniu za ukrytymi wskazówkami, np. wyłapywanie kluczowych słów w tekście. Zostały one sprawnie wplecione do scenariusza i słusznie przywodzą na myśl gonitwy za kolejnymi tropami z powieści o Robercie Langdonie. Jedyne wyzwanie, które w ogóle mnie nie przekonało, polegało na śledzeniu samochodu. Dlaczego narzekam? Otóż nie dopatrzyłam się w owym pościgu większej logiki. Ukończyłam go prostacką metodą prób i błędów, co pozwala przypuszczać, iż posłużył przede wszystkim ku lekkiemu wydłużeniu zabawy. Trochę szkoda, bo wyzwanie z autem posiadało pewien potencjał.

Komiks górą

Utrzymaną w stylu 2.5D grafikę napędza darmowy silnik Wintermute, który użyto wcześniej przy produkcji innych przygodówek, np. pierwszej części cyklu Art of Murder, The Lost Crown czy Alpha Polaris. Ładne lokacje zostały szczegółowo wykonane w dwóch wymiarach, choć czasami brakuje im odrobiny życia. Co do trójwymiarowych postaci, ich wygląd wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, skłamałabym twierdząc, że są brzydkie. Potrafią też w miarę realistycznie gestykulować w trakcie konwersacji. Z drugiej, skojarzyły mi się z manekinami. Wrażenie to potęguje chód bohaterów. Nie dość, że poruszają się jakby połknęli metalowy pręt, to ich kroki przypominają ślizganie. O wiele lepiej wypadają kreskówkowe wizerunki postaci, wyświetlające się podczas rozmów. Gwoli ścisłości dodam, iż poszczególne kwestie przedstawiono w formie dymków znanych z historyjek obrazkowych. O ile komiksowe dialogi w Alpha Polaris sprawdziły się co najwyżej średnio, o tyle w Shadows on the Vatican należą do największych zalet przygodówki. Śledząc rozmowy, parę razy żałowałam, że włoscy deweloperzy nie zdecydowali się na stuprocentowe 2D wzorem Niemców z Daedalic Entertainment lub na cel-shading jak Hiszpanie z Pendulo Studios.

Za dwoma wymiarami zatęskniłam jeszcze mocniej na widok przerywników filmowych, które w Greed stanowią przysłowiową wisienkę na torcie. Jeżeli polubiliście komiksową kreskę w A New Beginning, z pewnością zachwycicie się cut-scenkami z Shadows on the Vatican. Mimo, że w gruncie rzeczy obserwujemy statyczne plansze, grzechem byłoby oskarżyć je o brak dynamiki czy odpowiedniej dramaturgii. W związku z powyższym, słusznie postąpiono wykorzystując przerywniki filmowe do zobrazowania kluczowych momentów fabuły. Jak widać, zatrudnienie specjalistów z komiksowej branży nie poszło na marne. W pracach nad grą brała bowiem udział ciesząca się dobrą opinią w środowisku Daniela Di Matteo, a także Lorenzo Ruggiero, którego ilustracje zdobią zeszyty od wydawnictw Marvel oraz DC Comics.

Kościelna nuta i nie tylko

Po grafice, pora ocenić dźwiękową warstwę debiutanckiego epizodu przygodówki. Na największe uznanie zasługują dwa utwory wokalne. Pierwszy to chóralny temat przewodni pt. „The Shadows”, który usłyszymy w menu. Kawałek ten odznacza się dość posępnym i tajemniczym charakterem, dzięki czemu idealnie pasuje do historii ukazującej mroczną stronę Kościoła. Drugim utworem, jaki wkupił się w moje łaski jest pop-rockowa piosenka „To Silvia” z napisów końcowych. Przygrywające podczas rozgrywki melodie szału już nie robią i szybko wylatują z pamięci, ale spełniają się w roli nieszkodliwego tła. Co się tyczy angielskiego dubbingu, do zatrudnionych aktorów nie można się zbytnio przyczepić. Jedni spisali się bardzo dobrze, inni ciut gorzej. Na szczęście, nikt nie schodzi poniżej poprawnego poziomu i to się liczy.

Porządna robota

Pierwszy epizod Shadows on the Vatican nie nosi w sobie znamion wyjątkowości, która wniosłaby powiew świeżości do gatunku point and click. Niemniej Act I: Greed dostarcza nam kilku godzin solidnej i przyjemnej rozrywki. Zaobserwowane wady nie są tak poważne, aby chcieć przedwcześnie usunąć grę z dysku lub żałować poświęconego na jej ukończenie czasu. Początkowy odcinek w udanym stylu otwiera rzymskie śledztwo Jamesa Murphy’ego, kładąc podwaliny pod smakowitą całość. Jeśli więc gustujecie w powieściach Dana Browna i innych tego rodzaju historiach, dajcie szansę projektowi autorstwa włoskich programistów. Naprawdę warto. Oczywiście pod warunkiem, że nie nastawicie się na coś rewolucyjnego.

7 PLUSY:
ciekawa fabuła + dobrze zarysowane postaci + przystępna obsługa + podążanie tropem wskazówek à la „Kod Leonarda da Vinci” itp. + ładne lokacje + komiksowe rozmowy + cut-scenki + muzyka z menu i napisów końcowych + angielski dubbing
MINUSY:
fabuła pierwszego epizodu to dopiero prolog - bohater nie biega przy podwójnym kliknięciu na hotspocie - zadanie ze śledzeniem samochodu - niektórym planszom przydałoby się troszeczkę więcej życia - trójwymiarowe postaci przypominają manekiny pod względem aparycji oraz poruszania się

Autorka: crouschynca

   

Komentarze


Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
   

Dodaj komentarz


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
   

Oceny


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?