Częste obcowanie z literaturą, kinem oraz grami video pozwoliło mi zauważyć, że twórcy chętnie wysyłają bohaterów swoich dzieł do miejsc skrywających różnego rodzaju tajemnice. Na dodatek z przyjemnością osadzają ich w centrum wydarzeń, które trudno wyjaśnić w racjonalny sposób. Z powyższego przepisu na fabułę skorzystało m.in. chorwackie studio Cateia Games, w efekcie czego światło dzienne ujrzał Hotel. Bazowanie na popularnych pomysłach nie zniechęciło mnie jednak do sięgnięcia po ową przygodówkę, ponieważ wiele razy zetknęłam się z mało oryginalnymi i zarazem wciągającymi historiami. Czy do takich opowieści zalicza się zaserwowana przez Chorwatów wyprawa do francuskiego zamczyska?
Pracowite wakacje
W produkcji autorstwa Cateia Games wcielimy się w postać pani detektyw Bridget „Biggi” Brighstone, która na co dzień zasila szeregi nowojorskiej policji. Naszej bohaterki nie poznajemy w ferworze służbowych obowiązków, lecz w momencie, kiedy przebywa na upragnionym urlopie. Pech chce, że błogi wypoczynek zostaje nagle zakłócony przez dzwonek telefonu komórkowego. Po drugiej stronie słuchawki odzywa się głos szefa panny Brighstone, który prosi kobietę o zajęcie się pewną sprawą. Jako, że pracodawcy odmówić nie wypada, Biggi odkłada beztroskie wakacje na później i przystępuje do realizacji przydzielonego zadania.

Na szczęście, młoda Amerykanka nie musi wracać do czynnej służby. Przełożony pragnie, aby udała się do Francji i przeprowadziła śledztwo w jednym z tamtejszych hoteli. Pani detektyw może zatem pocieszyć się myślą, iż czeka ją praca połączona z podziwianiem lokalnych atrakcji turystycznych. Już sam hotel jest zresztą nie lada gratką. Ośrodek ten mieści się bowiem na terenie zamku, wybudowanego przez templariuszy w czasach średniowiecza. A co konkretnie będzie tam robić Bridget? Na wstępie dziewczę dowiaduje się o kradzieży naszyjnika. Właścicielka zaginionej biżuterii znajduje się natomiast w stanie śpiączki. Niemalże od razu okazuje się też, że tzw. „afera naszyjnikowa” to tylko wierzchołek góry lodowej. Otóż w zamku odnotowano ponoć obecność zjawisk paranormalnych. Trzeba więc zbadać sprawę grabieży i sprawdzić, czy w tym domu rzeczywiście straszy. Pomimo utrudnień ze strony niektórych osób, kobieta dzielnie kontynuuje śledztwo. W trakcie pogoni za upiorami, wpada na trop egipskich artefaktów, dziwnych rytuałów, a nawet Świętego Graala.
Bo liczy się jakość, nie ilość
Duchy, starożytny Egipt, legendy arturiańskie, tajne stowarzyszenia… Czego tu nie mamy? Mieszając tyle motywów twórcy najwyraźniej uznali, że od przybytku głowa nie boli. Czy takie bogactwo tematyczne można uznać za zaletę? Owszem, ale nie zawsze. Niestety, w Hotelu ów melanż podziałał na niekorzyść chorwackiej produkcji, gdyż wprowadzone do gry wątki zostały potraktowane po macoszemu. Wygląda to tak, jakby autorzy wrzucili do scenariusza wszystkie swoje pomysły. Nie wiadomo, czy mieli problem z selekcją opracowanego materiału, czy też poprzez mnogość tematów zamierzali ukryć brak fabularnej głębi. W efekcie, zamiast mrożącej krew w żyłach jazdy kolejką górską otrzymałam spokojny spacer po parku. Mimo że podczas rozgrywki nie usnęłam z nudów, perypetie Bridget śledziłam bez szczególnego zaangażowania. Co prawda, pewną różnorodnością charakteryzowała się już poprzednia przygodówka od Cateia Games, a mianowicie The Legend of Crystal Valley. Tam jednak dotyczyła ona głównie mieszkańców równoległych światów, którzy reprezentowali odmienne rasy (np. krasnoludy lub olbrzymy). Współistnienie owych istot było jak najbardziej dopuszczalne w ramach szeroko pojętego gatunku fantastyki, dzięki czemu TLoCV zachowało spójność i zaintrygowało mnie w większym stopniu niż Hotel.

Powierzchowna fabuła nie pozostała bez wpływu na bohaterów gry. Ucierpiała zwłaszcza panna Brighstone, która nie nosi w sobie znamion oryginalności i do końca historii jawi się jako kompletnie bezbarwna osoba. Niby jest mowa o wyjątkowości Amerykanki, ale wątek ten, podobnie jak wiele innych, został jedynie lekko zasygnalizowany. Według mnie niepotrzebnie wspomniano również o jej przeszłości oraz chęci osiągnięcia równowagi, skoro nie podano żadnych konkretów. Blado wypadają także bohaterowie drugiego planu, a ich rola ogranicza się przeważnie do dostarczenia informacji. Teoretycznie lepiej powinna przedstawiać się sprawa osób, które krzywo patrzą na dochodzenie Biggi. W końcu antagoniści pozytywnych postaci zazwyczaj wprowadzają odpowiednie napięcie. Niestety, po raz kolejny poczułam się zawiedziona. Zarówno apodyktyczna żona właściciela hotelu Atia Greenleaf, jak i prowadzący własne śledztwo francuski detektyw Matisse, cierpią na syndrom niewykorzystanego potencjału.
Obsługa hotelowa
Przystępne sterowanie oraz interfejs stanowią z grubsza powtórkę rozwiązań zastosowanych w The Legend of Crystal Valley. Interakcja ze światem gry (wędrówki, rozmowy, obsługa ekwipunku itd.) odbywa się głównie za pomocą myszki, ale przyda się też klawiatura. Jeżeli w trakcie przemieszczania bohaterki przytrzymamy spację, sprawimy, iż zacznie poruszać się na przyspieszonych obrotach. Podwójne kliknięcie na wyjściu z lokacji skutkuje natychmiastowym przeniesieniem do następnej planszy, pod warunkiem, że wcześniej w niej przebywaliśmy. Jednakże pamięć o odwiedzonych miejscach resetuje się w momencie rozpoczęcia nowego rozdziału. Co do inwentarza, umiejscowiono go w dolnej części ekranu, a zgromadzone tam przedmioty można ze sobą łączyć. Rozmowy z napotkanymi postaciami przeklikujemy przy użyciu spacji lub specjalnego guzika, tuż pod oknem konwersacji. Poszczególne opcje dialogowe wybieramy wskazując je kursorem bądź wciskając klawisze 1-9. W przeciwieństwie do TLoCV, Hotel posiada funkcję podświetlania aktywnych punktów na planszy, z której skorzystamy dzięki enterowi i ekranowemu przyciskowi o nazwie „podpowiedź”.

Krótki relaks
Chorwacka produkcja to klasyczna przygodówka point’n’click, skierowana przede wszystkim do niedzielnych graczy. Do jej charakterystycznych cech należy zatem zaliczyć niski poziom trudności oraz krótki czas trwania rozgrywki. Ukończenie Hotelu zajęło mi około 3 godzin z szybkim czytaniem dialogów i korzystaniem z przyspieszonego przemieszczania. Przyznam szczerze, iż liczyłam na trochę dłuższą zabawę pomimo ukłonu twórców w stronę wielbicieli casualowych tytułów. Aby odkryć sekrety francuskiego zamczyska, będziemy musieli rozmawiać z innymi postaciami, zbierać przedmioty, używać je w odpowiednich miejscach, a także rozwiązywać zagadki logiczne. Gra powinna zadowolić przeciwników „polowania na piksele”, ponieważ niezbędne obiekty przeważnie od razu rzucają się w oczy. Poza tym w sukurs zawsze przychodzi wspomniana wcześniej opcja podświetlania hotspotów. Logiczne zadania są bardzo proste, lecz dość różnorodne. W trakcie rozgrywki czeka nas m.in. ustawianie dźwigni, sterowanie przepływem wody, domino czy też układanie symboli na podstawie tekstu.
Audio-wizualne wrażenia
Jeżeli chodzi o oprawę wizualną przygód Bridget, twórczy poczynili postęp w stosunku do TLoCV, które zdecydowanie nie grzeszyło urodą pomimo paru miłych dla oka lokacji. Tereny hotelu wraz z jego okolicami zostały starannie wykonane i przyjemnie się na nie patrzy, przez co mogłam czasami zapomnieć o minusach produkcji. Wnętrze zamku wygląda tak jak przystało na połączenie zabytku z luksusowym ośrodkiem wypoczynkowym. Natomiast stary cmentarz przykuwa wzrok intensywną zielenią otaczającą nagrobki i opuszczony kościół. Gorsze wrażenie sprawiają postaci, chociaż i tak prezentują się lepiej niż bohaterowie poprzedniej przygodówki chorwackiego studia. Zachwytów nie wywołują też nieliczne przerywniki filmowe.

Ścieżka dźwiękowa gry nie zawiera zapadających w pamięć utworów, ale bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Skomponowana na potrzeby Hotelu muzyka jest bowiem klimatyczna i pozwala wczuć się detektywistyczną historię z dziwnymi zjawiskami w tle. Jeżeli zaś chodzi o dubbing, lektorów usłyszymy wyłącznie w początkowym oraz końcowym filmiku. Rozumiem, że deweloperzy dysponowali ograniczonym budżetem i zatrudnienie aktorów wiązałoby się z dodatkowymi wydatkami. Mimo wszystko Hotel to produkt komercyjny, a nie jeden z darmowych projektów, gdzie często brakuje mówionych kwestii dialogowych.
Hotel po polsku
Polska wersja gry ukazała się w sprzedaży w 2012 r., czyli około dwóch lat po światowej premierze. Z racji tego, że niejedna przygodówka dotarła do nas z opóźnieniem lub nie ukazała się wcale, nie narzekam na porę debiutu produkcji na rodzimym rynku. Hotel zawitał do kiosków i saloników prasowych za sprawą firmy Play. Być może wieczni malkontenci będą narzekać na tekturkowe wydanie perypetii pani detektyw, lecz moim zdaniem nie ma sensu marudzić, zwłaszcza biorąc pod uwagę niską cenę produktu (10 zł). Rozczarowała mnie z kolei jakość polskich napisów, w których wypatrzyłam sporo literówek. Najbardziej rażący wydał mi się zaś fakt, iż czasami bohaterowie raz zwracali się do siebie na „ty”, kiedy indziej na „pan” i vice versa.
Taka sobie gra
Chociaż w trakcie zgłębiania hotelowych tajemnic często kręciłam nosem, ogólnie nie żałuję czasu spędzonego przy grze ze względu na lekki charakter rozgrywki. Produkcja ta nadaje się w sam raz dla osób, które dopiero stawiają pierwsze kroki w gatunku point’n’click. Niemniej jednak przygodówka ta nie ma szans w starciu z głośniejszymi i bardziej rozbudowanymi tytułami. Zdecydowanie największą bolączkę śledztwa Bridget stanowi nijakość, gdyż nie potrafię wskazać ani jednego elementu wyróżniającego Hotel na tle innych, podobnych projektów. Generalnie nie zaszkodzi wydać 10 zł w celu zapoznania się z owocem pracy chorwackiej ekipy, ale nie nastawiajmy się na ósmy cud świata.
5 | PLUSY: ładne lokacje + podkreślająca nastrój muzyka + różnorodne zagadki + niska cena + dobra dla początkujących przygodówkowiczów |
MINUSY: za dużo pobieżnie potraktowanych wątków - bezbarwni bohaterowie - za krótka - za łatwa - wpadki w polskiej wersji językowej - brak dubbingu poza intrem i outrem |
autorka: crouschynca
dnia 27.03.2012 11:51
dnia 27.03.2012 15:57
dnia 27.03.2012 21:32
dnia 28.03.2012 00:02
dnia 29.03.2012 14:41